Kategorie
Roztocze 2018

Roztocze 2018 – kierunek Sandomierz

Co się odwlecze to nie uciecze. Nie dojechałem drugiego dnia do Sandomierza to dojadę tam dnia trzeciego. Tego dnia już nie było zmiłuj. Wstałem z myślą, żeby już bez kombinowania i zdobywania szczytów jechać do Sandomierza. Tak bezdyskusyjnie.

Roztocze 2018 (dzień 3 z 10)
Trasa Korzenno-Staszów-Klimontów-Sandomierz
Dystans 81,4 km (razem: 298,6 km)

Roztocze 2018 - dzień 3

Wstałem więc wcześnie a nawet bardzo wcześnie, bo śpiąc na dziko lepiej zwinąć się najwcześniej jak się da, aby komuś „nie wpaść w oko”. Tak więc zwinąłem się o piątej rano i zacząłem wytaczać swój mandżur z lasu. Chciałem to zrobić cicho, ale trochę niefortunnie pobudziłem wszystkie możliwe psy w wiosce. Narobiły takiego hałasu, że chyba nawet w Kielcach było słychać. Bardziej „po cichu” z tej wioski wydostać się nie mogłem.

Mgła nad łąką

Start o piątej rano ma też jeszcze jeden minus. Z samego rana było pieruńsko zimno. Pierwsze kilometry jechałem w kurtce, bluzie i długich spodniach. Bardzo żałowałem że nie mam grubych rękawiczek (do zabrania na następny wyjazd), bo te rowerowe może i są dobre pod kątem trzymania rąk na kierownicy ale przed zimnem nie chronią wcale.

Pocieszałem się tym, że szybko robiło się ciepło. Po pół godzinie kręcenia zdjąłem kurtkę. Po godzinie ściągnąłem długie spodnie. Do Staszowa miałem nie jechać ale nadrobiłem drogi, bo wiedziałem, że tam jest Orlen, gdzie mogę wpaść na śniadanie. Na stację benzynową przyjechałem jeszcze w bluzie, ale jeszcze zanim zamówiłem kawę i hotdoga już ją zdjąłem. Wykorzystałem też obecność łazienki na stacji i ogarnąłem się nieco.

Po solidnej godzinnej przerwie śniadaniowej czułem się wreszcie obudzony i gotowy do dalszej drogi do Sandomierza.

Świętokrzyskie - na trasie

Droga ta gdyby nie mocne słońce byłaby całkiem przyjemna. W związku z tym że to był trzeci kolejny słoneczny dzień to choć było gorąco i słonecznie to jechałem w długich rękawkach zakrywających ręce. Nie dlatego żeby było fajnie czy ładnie, ale dlatego aby za mocno się nie „zjarać” a o to jest bardzo łatwo kiedy dzień w dzień przebywa się całą dobę na słońcu. Tak więc chcąc nie chcąc i aby nie smarować się wieczorem jogurtem jechałem w długich rękawkach.

Do Sandomierza dojechałem na godzinę 12:00. To najszybciej skończona trasa z wszystkich dotychczasowych. Jeszcze nie zdarzyło się, abym już w południe miał trasę z głowy. Dzięki temu miałem też masę czasu, który mogłem spędzić w Sandomierzu.

Sandomierz - rynek

Tak więc najpierw niczym ojciec Mateusz pojeździłem sobie po sandomierskim rynku. Zrobiłem to dokładnie tak samo jak w filmie czyli z góry na dół bo rynek w Sandomierzu jest pochyły jak nie wiem co. Jedną ręką ciężko rower prowadzić.

Połaziłem też po samym Sandomierzu. Poszedłem na zamek nad Wisłą. Przespacerowałem się bulwarami. Posiedziałem to tu to tam. Zjadłem małe conieco popijając piwem o jakże sympatycznej nazwie „Rudy Kot”. Podjechałem do serwisu rowerowego bo zgubiłem jedną ze śrubek, dla której nie miałem zapasu, a której brak mi przeszkadzał. Generalnie przebimbałem sobie połowę dnia szwendając się po Sandomierzu. I było to jakże miłe przebimbanie połowy dnia.

Piwo "Rudy Kot"

Dopiero na sam koniec dnia zjechałem na pole namiotowe. Miałem stamtąd blisko na rynek w Sandomierzu ale drugi raz nie chciało mi się wychodzić. Skorzystałem za to z prysznica (po dwóch dniach przerwy). Skorzystałem z prądu. Skorzystałem z tego, że tuż obok stacji jest stacja benzynowa.

Sandomierz - pole namiotowe

Idąc spać wiedziałem, że jutro na śniadanie będzie (znowu) hot-dog i kawa z Orlenu.

Roztocze 2018 – zobacz co się działo kolejnego dnia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *